Spór dotyczący tzw. rozgrzewania silnika przed jazdą trwa wśród kierowców od lat. Aby pomóc go rozstrzygnąć raz na zawsze, postanowiliśmy zebrać najważniejsze informacje i przedstawić własną opinię. Zobaczcie, czy warto odczekać kilkadziesiąt sekund zanim w pełni zacznie się obciążać jednostkę napędową.

Wyraz rozgrzewanie nie bez przyczyny pojawił się w tytule w cudzysłowie. Oczywiście nikt nie ma na myśli oczekiwania na postoju aż silnik osiągnie temperaturę roboczą. To z uwagi na niewielkie obciążenie silnika jest po prostu niemożliwe. Bardziej chodzi o to, czy dać jednostce napędowej czas, aby przed rozpoczęciem jazdy mogła chwilę popracować na wolnych obrotach. Oszczędni kierowcy z całą pewnością stwierdzą, że to oczywiste marnotrawstwo. To jednak pogląd, który nie do końca jest zgodny z rzeczywistością. 

Przede wszystkim rozważania należy podzielić na dwie części. Pierwsza z nich będzie dotyczyć silników turbodoładowanych, a druga wolnossących. W przypadku motorów doładowanych sytuacja jest jasna. Postój po rozruchu powinien być absolutną świętością! Czemu ma służyć ta przerwa? Mimo iż efektywność pracy współczesnych układów smarowania jest bardzo wysoka, niestety nawet one nie są w stanie od pierwszej sekundy zapewnić właściwej ochrony wszystkim newralgicznym elementom silnika. Potrzebna jest chwila, aby pompa mogła rozprowadzić olej w całym układzie. 

Tursbosprężarka: delikatny tytan

Rozgrzewanie silnika przed jazdą - czy to ma sens?Pisząc o newralgicznych punktach silnika w szczególności mamy na myśli turbosprężarkę. Tą należy chronić w sposób szczególny z dwóch powodów. Przede wszystkim w trakcie jazdy podlega ekstremalnym obciążeniom. Pod obudową może się kumulować temperatura dochodząca do 1000 stopni Celsjusza, a wał obraca się z prędkością nawet 290 tysięcy obrotów na minutę. Poza tym mechanizm jest wrażliwy na zaniedbania, a jednocześnie bardzo drogi w naprawie. Nagminna jazda na niesmarowanej turbosprężarce szybko doprowadzi do zatarcia łożysk i kosztownej awarii. Za kompleksową i fachową regenerację należy zapłacić minimum 800 złotych. Ceny fabrycznie nowego turbo zaczynają się od 1800 złotych i szybują do przeszło 5 tysięcy. 

Wiemy już, że w przypadku silnika doładowanego postój po rozruchu jest konieczny. Nie wiemy jeszcze jednak jak długo powinien trwać. Zatem? To w dużej mierze zależy od warunków pogodowych. Latem nawet po kilkudniowej przerwie eksploatacyjnej wystarczy zaledwie kilkadziesiąt sekund. Czas należy znacznie wydłużyć zimą. Niskie temperatury sprawiają, że olej silnikowy wyraźnie gęstnieje. Tym samym układ smarowania potrzebuje nieco dłuższej chwili na jego rozprowadzenie. Zaleca się żeby kierowcy w mroźne dni odczekali nawet kilka minut przed ruszeniem. Czas ten można wykorzystać m.in. do odśnieżenia karoserii czy zeskrobania szronu z szyb. 

Inaczej wygląda sytuacja w przypadku silników wolnossących. Jako że nie występuje ryzyko uszkodzenia turbosprężarki, postój zwłaszcza latem nie jest obligatoryjny. Obligatoryjna jest jednak delikatna jazda aż do momentu osiągnięcia przez motor temperatury roboczej. Spokojny start jest o tyle potrzebny, że pozwala jednostce napędowej równomiernie rozprowadzić ciepło po wszystkich elementach bloku. To naprawdę kluczowe. Gwałtowne przyspieszanie zaraz po rozruchu doprowadza do występowania punktowych przeciążeń termicznych. Te w dłuższej perspektywie poskutkują powstaniem mikropęknięć i przełożą się na mniejszą żywotność silnika. 

Oczywiście zasadę spokojnego startu warto stosować nie tylko w silnikach wolnossących. Powinni o niej pamiętać także właściciele aut wyposażonych w jednostki napędowe korzystające z turbodoładowania. Dzięki temu kierowca w jeszcze większym stopniu zapewni ochronę sprężarki, a ponadto zadba o maksymalny poziom bezpieczeństwa pracy metalowych elementów montowanych w bloku silnika i głowicy.

Ceny turbosprężarek dostępnych w sklepie iParts.pl:
http://www.iparts.pl/czesci-samochodowe/turbosprezarka,100391.html